Nie za bardzo wiedziała czego może chcieć, właściwie to w
ogóle, ale może przez to ją w pewien sposób intrygował.
Oczywiście, nie zwróciła na niego uwagi, bo był jak to się
mówi „zabójczo przystojny”, co to, to nie. Owszem nie był brzydki, ale ona
opisała by go raczej jako przeciętnej urody. Wyższy od niej o głowę co
najmniej, jasny szatyn. Mimo tego, że patrzył jej w oczy, nie zdołała
zapamiętać ich barwy. Chyba były piwnobrązowe. Z dala dało się poznać jego
sylwetkę przez płynny, wręcz taneczny sposób poruszania się pomiędzy ludźmi,
którzy przy nim przypominali raczej toporne automaty aniżeli żywe istoty.
Pierwsze na co przykuło jej uwagę to zapach – ciekawy, w pewien sposób... inny.
Nie potrafiła połączyć go z niczym jej do tej pory znanym. To w nim również, w
brew temu co dziewczyny czytające takie opowiadania mogły by sądzić, nie było
oszałamiające, jak w przypadku młodzieńców z filmowych kadrów. To było coś
świeżego, ożywczego jak cytrusy albo letni deszcz, może z odrobiną piżma,
absolutnie nie duszące i nie rzucające się zmysłom na spotkanie, ale
specyficzne na tyle, by przykuć uwagę. Nie była pewna, zresztą to nie było
istotne, choć dla niej po część definiowało człowieka.
Wpadł na nią gdzieś na mieście, chyba w pobliżu deptaka koło
rzeki. Dosłownie wpadł, po czym jak gdyby nigdy nic zagadał ją. Przeszli się
kawałek razem, potem zniknął. Kiedyś była gotowa przysiąc, że takie spotkania
mają miejsce jedynie w nudnych komediach romantycznych. Wszystko działo się na
tyle szybko, że po fakcie nie była w stanie powiedzieć o czym właściwie
rozmawiali. Zostawił ją lekko oszołomioną, z bijącym mocniej sercem, ale jak to
ona, dała radę bez problemu przejść nad tym do porządku dziennego.
Jakiś czas później spotkała go znowu. Chyba próbował być
zabawny, ale zamiast tego zrobił jej krzywdę. Żartował sobie, w sposób jaki
kiedyś mieli w zwyczaju niektórzy chłopcy ze szkoły. Potem, myśląc zapewne, iż
to również będzie zabawne, chwycił za koronkę i pociągnął mocniej,
przypominając tym samym te wszystkie „złe razy”. Prosiła by przestał. Nie
zrobił tego do momentu, w którym zaszkliły jej się oczy, a głos stał się
bardziej zduszony. Potem spojrzała na niego zimnym wzrokiem i każąc więcej się
do niej nie zbliżać, odeszła szybkim krokiem.
Gdy już zeszła z niej złość, zaczęła żałować pochopnych słów.
Popełnił błąd, zranił ją, ale... no dobrze, zachował się jak głupiec i cham,
jednak był gotowa mu to tym razem wybaczyć, tak bardzo ją zaciekawił.
Rozmyślała nad tym spacerując po centrum handlowym i już miała do niego pisać,
gdy usłyszała go za plecami. Zaskoczył ją i zirytował pojawiając się jakby
kilka dni wcześniej nie miało miejsca tamto przykre zdarzenie. Nie miała
zamiaru przyznać się, że mimo wszystko cieszy się z ponownego spotkania, nie
otwarcie. Stwierdziła, że wystarczy brak niechęci w jej oczach.
Bardzo podekscytowany, kazał się spieszyć chcąc jej coś
pokazać. Miał na sobie białą, wymiętą koszulkę, wystającą spod szarego
płaszcza. Szalik, chwilę wcześniej niedbale zarzucony na szyję, teraz spoczywał
w jego dłoni. Próbował stać spokojnie, ale cały drżał. Poganiał ją, żartując
sobie ze ślimaczego tempa jej ruchów. Udając zirytowaną, choć nie do końca,
dokończyła pakowanie by wstać i drżąc w środku równie mocno jak on za zewnątrz,
dała mu się pociągnąć za rękę, by w pędzie wybiec z centrum...
Czasami śnią się takie dziwne, zlepki wspomnień. Nie rozpoznając twarzy, która i tak ginie po przebudzeniu. Rozpoznając uczucia, nie wiedząc skąd. Ale wspomnienia pozostają :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz