wtorek, 14 czerwca 2016

"Nie zawsze ma się szczęście, część 4." choć tym razem powinien on raczej brzmieć "wspominając"


Na początku bardzo przepraszam za prawie wieczną nieobecność. Czasami ciężko jest się wziąć w garść, uprzątnąć myśli i usiąść by coś stworzyć. 


Tydzień później, jedna ze ścian jej pokoju, od podłogi aż po sufit pokryta była portretami nieznanego chłopaka. A ona wciąż rysowała nowe, jakby w złości na własną niewiedzę. 
Zawsze lubiła wiedzieć co się wokoło dzieję, inaczej była poddenerwowana. Kiedyś było lepiej, ale gdy umarł... 
Niewiedza doprowadzała ją do szału. 
Niewiedza była bezradnością. 
Bezradność była najgorszym ze wszystkich uczuć. 
Sfrustrowana rzuciła szkicownikiem o ścianę, zagryzając przy tym tak mocno wargę, że ta zaczęła krwawić. Odruchowo oblizała usta. Metaliczny smak krwi już jej nie przeszkadzał. Przywykła do niego przez te wszystkie lata, które "zakończyły się" gdy go poznała. 
Jej życie podzielone było na Przed i Po, a dzień w którym się spotkali nazwał kiedyś "czasem zero". Siedziała wtedy na wierzy zegarowej i przyglądała się światu, który tego dnia był tak bardzo odległy. Usiłowała podjąć wtedy najważniejszą decyzję w swoim życiu. Płakała. Z żalu, strachu, złości, nienawiści do samej siebie. I nagle pojawił się tam on. Nie słyszała jak wchodził przez drzwi na taras, nie słyszała jak siadał obok niej. Za to usłyszała jego głos, aż pisnęła przestraszona i zdezorientowana obecnością chłopaka. Uśmiechnął się do niej spokojnie, gdy patrzyła na niego wielkimi oczami. Rozmawiali kilka godzin. Stopniowo się przy nim rozluźniała, a na koniec nawet żartowała i śmiała się radośnie. Poprosił ją wtedy o słowo, że za tydzień znowu się tu spotkają. Nie pytał o numer, ani adres jak inni. Wracając do domu uświadomiła sobie coś jeszcze - przez ten cały czas nie zapytał o imię, nie zapytał dlaczego siedziała na wierzy. Uśmiechnęła się do siebie. On wiedział, a może nawet przyszedł tam w tym samym celu. 
Zaczęła przypominać sobie, każde muśnięcie wiatru na skórze, zapach powietrza, odcień koloru nieba. Porwała ją fala wspomnień. 
Rozpłakała się. 
Potem płacz był coraz boleśniejszym szlochaniem. Głosem tęsknoty, którą zrozumieją tylko Ci co jej doświadczyli. Głosem dla każdego innym. 
Płakała długo, aż wycieńczona zasnęła skulona na podłodze. 



Po raz pierwszy od tygodnia wziął się w garść. 
- Przecież śmiertelniczka nic Ci nie zrobi - powtarzał sobie. - A Ty nie popełnisz tego samego błędu drugi raz. 
Mimo pewności, że wszystko się ułoży, drżał gdy przechodził po dachu do jej okna. Była czymś zajęta, więc ze usiadł oparty o framugę. Na papierze nie mógł dostrzec nic, gdyż jej pewnie i miękko poruszająca się dłoń zasłaniała rysunek. A potem spojrzał na ścianę przed nią. Ledwo powstrzymał krzyk. To było on. Cała ściana. Tyle rysunków. Zaklął w myślach zły na siebie za nieuwagę, za cholerny brak wyobraźni, za ... Z rozmyślań wyrwało go głuche pacnięcie. Patrzył jak dziewczyna jeszcze chwilę siedzi odrętwiała, a potem zaczyna płakać. Patrzył jak umiera nie umierając. To był płacz człowieka, który utracił część siebie. Znał ten płacz. Jedyny w całym jego nieznośnie długim życiu. Siedział nic nie mogąc zrobić. Tak bardzo chciał jej jakoś ulżyć. Mógł tylko czekać. Jedynie patrzeć. 
Jej oddech stał się spokojniejszy, przerywany tylko krótkimi chlipnięciami, a potem całkiem miarowy. Zasnęła. 
Miał nadzieję, że okno było jedynie przymknięte. 
Nie pomylił się. 
Przez myśl przemknęło mu pytanie czy kiedykolwiek się pomylił. Bez znaczenia. No, przynajmniej w tym momencie. 
Westchnął ciężko nie bardzo wiedząc co właściwie znowu wyprawia. 
I tak jak poprzednim razem, zaniósł ją do łóżka, tym razem jednak znajdując kremowy kocyk ręcznie haftowany w róże. To chyba były róże. Zastanawiał się czy to jej robota. Mruknęła coś cichutko. Brzmiało to jak "zaczekaj". 
Został tylko dziesięć minut, sam nie wiedział czemu. Po prostu czuł, że powinien. 
Przechodząc przez okno pomyślał sobie jak słodko wygląda, gdy zmęczona płaczem, jak małe dziecko, gryzie kciuka. Manewr obronny... 

Rysunków nie ruszył. To i tak by nic nie dało. Trzeba czekać ...

Bez tytułu 54

*** Każde słowo, a może i gest, nawet jeśli tylko cię głaskam, wciąż to nie jest to co trzeba,  zamiast tego jestem hukiem ka...