środa, 8 kwietnia 2015

Dziewczyna z lodu ...


Pada śnieg.
Temperatura coraz bardziej spada.
Taki piękny śnieg. 
W ciemności płonie malutkie światełko. 
Milutkie ciepełko. 
Topnieje lód.

Tak bardzo zimno.
Na skale krople wody. 
Jedyne roztopione.
Opowiadają historię ...

"Kiedyś zielona kraina, dzisiaj mroźna zima ją spowija.
Jeden dotyk, wiele łez zamieniających się w śnieg.
Odmienność tak bardzo bliska nienawiści. To pierwsze, drugie rodzi.
Tęsknota siostrą bólu jest. I wszystko zamienia się w śnieg..." 

Taka śliczna. Taka delikatna. Taka ... zimna.
Wiecznie zimna. Dziewczyna z lodu. 

Pewnej wiosny na świat przyszła dziewczynka o oczach bardziej błękitnych niż najpiękniejsze szmaragdy.
Swoim dobrym sercem wnosiła radość w życie każdego. Ludzie mocno ją pokochali.  
Była uosobieniem dobra i niewinności. 

Jednak gdy skończyła 16 lat ujawnił się u niej pewien "dar"; przekleństwo na zawsze zmieniające jej życie. 
Swoim dotykiem zamrażała rośliny, zwierzęta, ludzi, a jej łzy sprowadzały śnieg i zamiecie. 
Ludzie zaczęli się jej bać i znienawidzili ją. 
Jedyną osobą która zawsze była przy niej mimo wszystko był jej mały braciszek.
Tak bardzo tęsknił za siostrą. 
Któregoś dnia zapomniał się
i chcąc przytulić ją,
dotknął jej...

Krzyk rozpaczy, rozdzierający duszę wypełnił świat. Łzy płynęły strumieniami. Zabiła brata. Jedyną osobę, która jej nigdy nie opuściła. 
Śnieg pada coraz mocniej. 
Zasypywał wszystko. 
Każdą ścieżkę, norkę, chatkę. 

Samotne kroki ginęły w białym puchu. 
Bez echa. 

Zamieć dookoła.
chłód w młodym ciele.
Strach w zranionej duszy.

                                   Cały krajobraz zmienił się nie do poznania. 
                                   Z ciepłej krainy, nie zostało już nic. 

Zatrzymała się u wejścia do jaskini. 
Płakała. 
Z jej policzków opadały kryształki lśniącego lodu. 

Od tak dawna nie czuła ciepła.
Tęskniła za nim.
Ostatni raz tak na prawdę czuła je gdy miała szesnaście lat. Później już tylko chłód... 
Zapragnęła umrzeć.
Umrzeć tak by tylko we wspomnieniach pozostał jej ślad. 

Zapłonął ognień. 
Uniosła nad niego ręce. 
Złociste iskierki tańczyły przed nią wesoło. 
Pierwsze kropelki spłynęły z jej dłoni. 
Ułożyła się obok ogniska. 
Z uśmiechem wpatrywała się w mrok.
Ostatni raz mogła poczuć tak bardzo upragnione ciepło...


Topnieje lód. 
Powraca ciepło dawnych dni.
Świat wygląda jak niegdyś.
Ale już nigdy taki nie będzie. 


Wyschły w słońcu krople ciała dziewczyny z lodu.

sobota, 4 kwietnia 2015

Coraz mniej zrozumienia


(...)

Widok zimnych oczu ... z figlarną iskierką ciepła.
Jego oczy zmieniły się.

Nie odezwał się jednego dnia, drugiego, ani prze trzy kolejne. Aż w końcu nie wytrzymałam i gdy zamknęłam książkę z zamieram podejścia do niego, on siedząc tuż obok odezwał się.

W pierwszej chwili nie dotarło do mnie co powiedział.
- Co to za książka? - spytał ponownie, a iskierki w oczach zalśniły. A mnie coś trafiło. Dotarło do mnie co się wydarzyło przez ostatnie tygodnie. To było okropne. Znów poczułam. Zaczęłam płakać. Wysiadłam z autobusu, na przystanek oddalony o jakieś trzy kilometry od domu. Usiadłam na krawędzi chodnika i pozwoliłam łzą płynąć. Poczułam jak obejmują mnie czyjeś ciepłe ramiona.
- Co Ty mi zrobiłeś? - wychlipałam. - Dlaczego? - Nic nie powiedział tylko mocniej mnie objął. W tym uścisku było coś dziwnego, co dotarło do mnie dużo później.
- To za chwilę minie. - szepnął po dłuższej chwili milczenia, - Za chwilę znowu będzie normalnie...
- Normalnie to jest jak? - zapytałam i w tym momencie łzy przestały płynąć, oddech i tętno się uspokoiły. Miał rację. Znowu przestawałam czuć.
- Już? To dobrze. - mówiąc to otarł mi łzy z twarzy.
- Co się wtedy stało? Czemu jeszcze żyje?
- Powiedziałaś, że się nie boisz ... - spojrzałam na niego. Nic nie rozumiałam. Nic nie czułam, więc było w pewnym sensie jeszcze trudniej. - Musisz odpocząć, czeka nas dużo pracy. Śpij już. Śpij... - powoli robiłam się senna. Odpływałam w jego ramionach. - Śpij... czeka sen bez marzeń... - usnęłam.
Rano pamiętałam jeszcze jak odniósł mnie do domu. Jak przechodził przez okno, które nie wiedzieć czemu było otwarte, i jak kładł mnie do łóżka. Jak muskały mnie pióra.

Rankiem koło poduszki znalazłam na prędce nagryzmoloną, czarnym tuszem, karteczkę.
"Pierwsza w nocy. Otwórz okno." 
Uśmiechnęłam się. To będzie długi dzień, pomyślałam.



(ciąg dalszy nastąpi)

Bez tytułu 54

*** Każde słowo, a może i gest, nawet jeśli tylko cię głaskam, wciąż to nie jest to co trzeba,  zamiast tego jestem hukiem ka...