Późno już. - Ale jeszcze widno.
Pada deszcz. – Ledwo
kropi
Leje jak z cebra - Jak dla mnie kropi
Przecież się boisz –
Wcale nie.
Nie oszukasz mnie. –
Ehh dobra boje się, ale lęk należy przezwyciężać.
... – Wygrałam
Blond włosy splotła w warkocz i schowała pod kapturem, po
czym wyszła z domu. Ze słuchawek popłynęła kojąca jej umysł muzyka.
4... 3... 2... 1... start!
Kolejne drgania strun niosły ją w nocy. Wyłączyła się na
otoczenie. Kochała ten stan. Czuła się wtedy wolna. Od wszystkiego. Nie myślała
o niczym. Liczyła tylko rytm... i biegła.
Las. – To co?
Biegniesz? – Tak.
Ale zaraz będzie
ciemno. – Ale jeszcze nie jest. Jak będzie to wrócę.
Ehh... – Co?
Nic. – Ok.
Porządnie się ściemniło.
Wyciągnęła słuchawki z uszu.
Spojrzała na zegarek.
Już po 22. Powinnaś
wracać. – Tak, tak, tak ...
Stój. – Gdzie
jestem...?
Dziwne. Nie bała się,
a chyba powinna. Przecież sama w środku lasu...
Ale tu nikogo nie ma, prócz mnie. – pomyślała – Nic mi się
nie stanie.
Usiadła na chwile na trawie. Las wieczorem jest taki inny. Bardziej tajemniczy. Groźniejszy. I przyciąga z większą mocą niż w dzień. Jest po prostu piękny.
Zaczęło w niej wzrastać napięcie. Coś było nie tak...
Wracamy - Mhmm
Teraz! - Tak
Usłyszawszy trzask, odwróciła się.
Ciemny kształt, powoli zbliżał się w jej stronę.
A potem wszystko zaczęło dziać się bardzo szybko.
Przestała myśleć. Instynkt na chwilę wziął górę. Po prostu
odwróciła się na pięcie i ruszyła sprintem.
Biegła najszybciej jak tylko potrafiła.
Ze strachu zaczęły palić ją płuca. Musiała się zatrzymać, ale nie mogła.
Oczy lekko zaszły mgłą.
Potknęła się, po czym sturlała z górki.
Tępe uderzenie.
Straciła przytomność.
Gdy się ocknęła leżała gdzieś pod liśćmi. Nie miała pojęcia
ile czasu minęło... Zegarek się stłukł, a telefon wypadł... Powoli wstała i
ostrożnie wspinając się po wzniesieniu, wróciła na ścieżkę.
Byle do domu –
powtarzała w myślach.
Wyszła z lasu. Dopiero teraz zauważyła, że wzeszło słońce.
Przeleżałam tam całą
noc. – O rzesz...
Całą noc!!! – ...
Do domu? – A gdzie
indziej?!
Przebiegła przez polanę, potem skok przez strumień. I na
ścieżkę do domu.
Tylko kawałek. – Tak, tylko kawałeczek.
Zrobiło się ciepło. Letni poranek. Przyjemnie... Już
zapominała o nocy.
Była już niedaleko. Ta radość... Tylko kawałeczek.
Ale nie wróciła. Ani tego poranka. Ani następnego. Nie
wróciła nigdy.
Rozmyła się w złotym świetle porannych promieni.
Wtedy w lesie, gdy spadła uderzając się, umarła.
Może
to i lepiej...?
Mogła spotkać ją gorsza śmierć – z rąk tego, który ją śledził od tak dawna ...
***
Ulicą idę, lecę
Spokój wewnętrzny
Niezakłócony życiem miasta
Polami frunę biegnąc
Spokój wokoło
Zmącony emocjami wewnątrz
Szybuję
Mija mnie świat
Mijają mnie ludzie
Szybuję
Muzyka w moim ciele, niesie mnie gdzieś w przestrzeń.