“Don't know what's going on
Don't know what went wrong”
Don't know what went wrong”
/Three Days Grace/
Czasami błogosławimy czas, w którym dzieje
się coś niespodziewanego. Zmieszanie, ciepełko łechcące mile ego, ale odmowa,
nie wprost, ale jednak. Potem cisza, koniec tematu, czyli to był żart. I luz.
Jakoś to nawet nie rusza. Potem pisze raz, drugi, odpisujesz. I o dziwo jest
lepiej niż można było się spodziewać. Hej, chyba w końcu z kimś rozmawiasz.
Duma, radość, ale zadajesz pytania w starym stylu, nie oduczyłeś się manipulować
rozmową w internecie. Ciekawe czy mają tego świadomość. W każdym razie,
dostajesz odpowiedzi jakich się spodziewasz. W sumie miła „zabawa”, nadal
jeszcze umiesz podtrzymać konwersację, więc jak ma nie być miłe? Ale potem
przypominają się wszystkie wtopy, ludzie, którzy się tylko bawili, albo po
prostu nie brali na poważnie, nudzili się szybko, nie myśleli o konsekwencjach.
Przypominasz sobie jak teraz wygląda Twoje życie i zaczynasz się zastanawiać
czy nie przerwać tego zanim będzie za późno. Czy w ogóle zaufać...
Bo czasami jest tak, że wydaje się
układać wszystko niemal idealnie, ale to tylko złudzenie, cienka wierzchnia
warstwa, kruchy lód a pod spodem rwąca rzeka niebezpieczeństw przykrości i
rozczarowań.
***
W co należy wierzyć?
Czy odbicie w lustrze jest prawdą,
Czy tylko jedną z tysięcy jej wersji?
Czy zapamiętując historię już zmieniłam
pamięć o niej?
Czy rozważając możliwe opcje, pomijam tę
właściwą?
Które tak, a które nie należy sobie dziś
powiedzieć?
Kiedy wreszcie przyjmując stan rzeczy
będzie to oznaczać jego akceptację?
Brak działania też jest działaniem, więc
co mam zrobić, by naprawdę nie robić nic?
Jak nie podjąć złej decyzji?
Czy o to właśnie chodzi?
Nie by żyć, a przetrwać ten dzień?