wtorek, 14 czerwca 2016

"Nie zawsze ma się szczęście, część 4." choć tym razem powinien on raczej brzmieć "wspominając"


Na początku bardzo przepraszam za prawie wieczną nieobecność. Czasami ciężko jest się wziąć w garść, uprzątnąć myśli i usiąść by coś stworzyć. 


Tydzień później, jedna ze ścian jej pokoju, od podłogi aż po sufit pokryta była portretami nieznanego chłopaka. A ona wciąż rysowała nowe, jakby w złości na własną niewiedzę. 
Zawsze lubiła wiedzieć co się wokoło dzieję, inaczej była poddenerwowana. Kiedyś było lepiej, ale gdy umarł... 
Niewiedza doprowadzała ją do szału. 
Niewiedza była bezradnością. 
Bezradność była najgorszym ze wszystkich uczuć. 
Sfrustrowana rzuciła szkicownikiem o ścianę, zagryzając przy tym tak mocno wargę, że ta zaczęła krwawić. Odruchowo oblizała usta. Metaliczny smak krwi już jej nie przeszkadzał. Przywykła do niego przez te wszystkie lata, które "zakończyły się" gdy go poznała. 
Jej życie podzielone było na Przed i Po, a dzień w którym się spotkali nazwał kiedyś "czasem zero". Siedziała wtedy na wierzy zegarowej i przyglądała się światu, który tego dnia był tak bardzo odległy. Usiłowała podjąć wtedy najważniejszą decyzję w swoim życiu. Płakała. Z żalu, strachu, złości, nienawiści do samej siebie. I nagle pojawił się tam on. Nie słyszała jak wchodził przez drzwi na taras, nie słyszała jak siadał obok niej. Za to usłyszała jego głos, aż pisnęła przestraszona i zdezorientowana obecnością chłopaka. Uśmiechnął się do niej spokojnie, gdy patrzyła na niego wielkimi oczami. Rozmawiali kilka godzin. Stopniowo się przy nim rozluźniała, a na koniec nawet żartowała i śmiała się radośnie. Poprosił ją wtedy o słowo, że za tydzień znowu się tu spotkają. Nie pytał o numer, ani adres jak inni. Wracając do domu uświadomiła sobie coś jeszcze - przez ten cały czas nie zapytał o imię, nie zapytał dlaczego siedziała na wierzy. Uśmiechnęła się do siebie. On wiedział, a może nawet przyszedł tam w tym samym celu. 
Zaczęła przypominać sobie, każde muśnięcie wiatru na skórze, zapach powietrza, odcień koloru nieba. Porwała ją fala wspomnień. 
Rozpłakała się. 
Potem płacz był coraz boleśniejszym szlochaniem. Głosem tęsknoty, którą zrozumieją tylko Ci co jej doświadczyli. Głosem dla każdego innym. 
Płakała długo, aż wycieńczona zasnęła skulona na podłodze. 



Po raz pierwszy od tygodnia wziął się w garść. 
- Przecież śmiertelniczka nic Ci nie zrobi - powtarzał sobie. - A Ty nie popełnisz tego samego błędu drugi raz. 
Mimo pewności, że wszystko się ułoży, drżał gdy przechodził po dachu do jej okna. Była czymś zajęta, więc ze usiadł oparty o framugę. Na papierze nie mógł dostrzec nic, gdyż jej pewnie i miękko poruszająca się dłoń zasłaniała rysunek. A potem spojrzał na ścianę przed nią. Ledwo powstrzymał krzyk. To było on. Cała ściana. Tyle rysunków. Zaklął w myślach zły na siebie za nieuwagę, za cholerny brak wyobraźni, za ... Z rozmyślań wyrwało go głuche pacnięcie. Patrzył jak dziewczyna jeszcze chwilę siedzi odrętwiała, a potem zaczyna płakać. Patrzył jak umiera nie umierając. To był płacz człowieka, który utracił część siebie. Znał ten płacz. Jedyny w całym jego nieznośnie długim życiu. Siedział nic nie mogąc zrobić. Tak bardzo chciał jej jakoś ulżyć. Mógł tylko czekać. Jedynie patrzeć. 
Jej oddech stał się spokojniejszy, przerywany tylko krótkimi chlipnięciami, a potem całkiem miarowy. Zasnęła. 
Miał nadzieję, że okno było jedynie przymknięte. 
Nie pomylił się. 
Przez myśl przemknęło mu pytanie czy kiedykolwiek się pomylił. Bez znaczenia. No, przynajmniej w tym momencie. 
Westchnął ciężko nie bardzo wiedząc co właściwie znowu wyprawia. 
I tak jak poprzednim razem, zaniósł ją do łóżka, tym razem jednak znajdując kremowy kocyk ręcznie haftowany w róże. To chyba były róże. Zastanawiał się czy to jej robota. Mruknęła coś cichutko. Brzmiało to jak "zaczekaj". 
Został tylko dziesięć minut, sam nie wiedział czemu. Po prostu czuł, że powinien. 
Przechodząc przez okno pomyślał sobie jak słodko wygląda, gdy zmęczona płaczem, jak małe dziecko, gryzie kciuka. Manewr obronny... 

Rysunków nie ruszył. To i tak by nic nie dało. Trzeba czekać ...

niedziela, 17 kwietnia 2016

Bez tytułu 38


***/ Z samotnych rozmyślań wieczorową porą 
Między godziną ósma trzydzieści, a dziewiątą zero- trzy.
Gdy palą się latanie, a ulice prawie puste,
gdy deszcz na głowę pada,
(bo po co usiąść na suchym przystanku)
i gdy ciszę czasem przerwie warkot jadącego,
prawie pustego autobusu
i już sił brak,
(bo dobija coraz mocniej ten świat),
łzy nie chcą płynąć sobie znaną tylko doliną,
tylko ręce się trzęsą z chłodu, może smutku,
popękana żelazna proteza serce  krwawi cichutko.

Zawołałaby o pomoc, ale boi się za bardzo,
więc w kółko powtarza, że i tak nikt
nie usłyszy ...


***
Puste ławki
poustawiane krzesła w wierze na nich.
Przez rozbite okno ponawiewał wiatr
złotych liści - klasowy dywan.
Rozrzucone puste kartki, jak puzzle
z dziecięcej układanki.
Pusty po kawie kubek, zostawiony w umywalce,
kluczyk od drzwi, w dziurce przy klamce,
ślad kredy na tablicy i wspomnienie łez.







czwartek, 24 marca 2016

Wymyślanie tytułów to najtrudniejsza część pisania, więc i tym razem "nie zawsze ma się szczęście, część 3."

    
    Beznamiętnie wpatrywał się jak złocistym płomieniem spalając się kawałki podartego portretu. To był świetny szkic i w tym problem - za bardzo go przypominał. Tamtej nocy mógłby przysiąc, że nikt nie widział jego twarzy. Mylił się. 

    Ognisko już dawno wygasło, a gdy pierwsze promienie słońca rozpoczęły nowy dzień oświetlając pola, wszystkie nocne przemyślenia odeszły w niepamięć, ustępując miejsca codziennym zajęciom. 



    Miała taki zwyczaj, że w każdy ostatni piątek miesiąca chodziła do jednej z kawiarni lub herbaciarni, zawsze o tej samej porze. Spędzała tam półtorej godziny, a potem szła na spacer wzdłuż promenady. 
Za każdym razem zamawiała inny napój. 
Za każdym razem czytała jedno opowiadanie z tej samej książki. 
Za każdym razem sama. 
    Przekraczając próg nowo otwartej herbaciarni, cicho szepnęła "20" i grzecznie witając kelnerkę, usiadła przy stoliku przy oknie. 

    Upijając pierwszy łyk ciemno palonej kawy z Brazylii, otworzyła książkę i pogrążyła się w lekturze. 
Po chwili przyłapała się na machinalnym przewracaniu stron, mimo iż nie przeczytała więcej niż pięć zdań. Wspomnienia zalały jej umył, a oczy wypełniły się łzami. Odwróciła wzrok w stronę okna, mrugając szybko kilka razy, by nie płakać. I wtedy spostrzegła, że z przeciwnej strony ulicy ktoś jej się przypatruje. 



    Stał oparty o ścianę kamieniczki naprzeciwko kawiarni i trzymając ręce w kieszeniach skórzanej kurtki wpatrywał się w dziewczynę za szybą. 
Znowu. 
    Coraz bardziej dręczyło go poczucie winy, które pojawiło się nie wiadomo skąd. Skutkiem tego był w jej pobliżu za każdym razem, gdy wychodziła gdzieś samotnie. Na szczęście nie robiła tego często. Zamyślił się tak bardzo, że dopiero po chwili zorientował się, że teraz i ona mu się przygląda. 
To już drugi raz kiedy go widzi. To nie wróżyło nic dobrego dla niego. Dla niej oznaczało to więcej niż kłopoty. To był wyrok. Przez chwilę jeszcze nie mógł zdecydować czy się w końcu ruszyć z miejsca. Potem skinął do niej głową i zdecydowanym krokiem odszedł brukowaną uliczką. 


    Zastygła oniemiała; skądś znała tę twarz. 
Wybiegła z kawiarni zostawiając swoje rzeczy. 
Rozglądając się uważnie, próbowała dostrzec nieznajomego, ale ten jakby się rozpłynął. Ulica była pusta. 
Zrezygnowana wróciła do stolika i wróciła do swojego "rytuału". 

    Po powrocie do domu, przeszukała wszystkie swoje rysunki, będąc pewną, że gdzieś tam musi kryć się portret. Tyle, że nigdzie go nie było. 
    Zagryzła w nerwach wargę i zaczęła rysować. 


Po ludziach, którzy odeszli od nas, w różnym tego słowa znaczeniu, zawsze pozostaje jakiś ślad. 
Na początku bardzo boli, teraz już mniej. 
Trzy najwyraźniejsze ślady w moim wypadu to mania picia ciepłej herbaty bez względu na temperaturę, przyprawianie czubricą wszystkiego co się da i zachwyt nad muzyką Rise Against. 

A Wasze ślady? 

Kolorowych snów ...

wtorek, 15 marca 2016

Z braku pomysłu na ładny tytuł brzmieć on będzie "Nie zawsze ma się szczęście, część 2."


    Jak prawie co wieczór, usadowiła się wygodnie na parapecie, ze szklanką gorącej herbaty. Ciepło letniej nocy nie miało znaczenia. Liczyło się tylko to przyjemne uczucie, gdy kojąca gorąc napoju rozchodziła się w żyłach. 
Biorąc kolejny łyk, rozkoszowała się delikatnie słodkawym zapachem, nagrzanego promieniami słońca, powietrza. Zamknęła oczy wyobrażając sobie, tę otulającą ją miękkość wieczoru. 
    Lubiła tę porę. 
Nie marzła, ani nie odczuwała gorąca. To było jak ... jedwab?
Tak ... ta pora zdecydowanie kojarzyła jej się z jedwabiem. Zaraz też przyszła jej na myśl tkanina, którą widziała ostatnio w witrynie jednego ze sklepów z włoską tkaniną. Pochwyciła kredki i zaczęła odtwarzać tamto wspomnienie. 
Zdecydowanymi ruchami ustawiała kolejne manekiny w oknach i budowała kamieniczki w dalszej części ulicy. 
W zamyśleniu oddawała się swojej pasji, z którego wyrwał ją dźwięk tłukącej się dachówki. 



    "Szlag" - pomyślał, słysząc jak o ziemię roztrzaskuję się niechcący strącona dachówka. Miał nadzieję, że dziewczyna nie zwróci na to większej uwagi. 
"Przecież to normalne, że dachówki, cegły i doniczki lubią same z siebie spadać na ziemię, nawet przy braku wiatru, chyba." 
    Odczekawszy chwilę, ostrożniej niż wcześniej, zaczął poruszać się w kierunku okna, w którym zwykle siedziała. 
Od czasu tego feralnego wieczoru, często tu przychodził. 
Popatrzeć...
Albo posłuchać jak spokojnie nuci zasypiając. 
Teraz też tam była. Marszcząc brwi, uważnie rozglądała się dookoła, a nie zobaczywszy niczego podejrzanego, wróciła do wcześniejszego zajęcia. 
Odetchnął z ulgą. 

    Dwie godziny później rysunek był skończony, a ona oddychając głęboko, drzemała oparta o framugę. Przybory wypadły jej z rąk cicho opadając na dywanik. 

    Uśmiechnął się lekko. 
Lubił na nią patrzeć.
Tylko wciąż nie potrafił zdecydować czy dobrze zrobił wtrącając się tamtego wieczoru. 
Mógł pozwolić, by wszystko działo się swoim rytmem. 
Mógł pozwolić "być albo nie być". 
Zamiast tego, znów wziął czyjś los w swoje ręce i zmienił bieg mającej się rozegrać się historii, stając się tym samym odpowiedzialnym za wszystkie tego konsekwencje, czyli również za nią. 
Miał nadzieję, że poznanie jej choć trochę, pomoże mu rozstrzygnąć wewnętrzny "spór moralny".
Westchnął zrezygnowany, a potem skoczył...

... wprost na parapet. Bezszelestnie przeszedł przez okno, jednocześnie ostrożnie biorąc ją na ręce i z nadzieją że się nie obudzi, zaniósł ją do łóżka. 
Rozejrzał się uważnie w poszukiwaniu koca, a gdy go nie dostrzegł, wziął wiszącą na oparciu krzesła bluzę i nią okrył ramiona dziewczyny. 

    Zbierając rozsypane rysunki przeklinał się w myślach za tak bezmyślne postępowanie. Pomyślał, że zrobił z siebie niańkę jakieś nastolatki, tylko dlatego że zachciało mu się heroicznego czynu... a jej głupiej łażenia na nocne spacery. 
Ale tak naprawdę wściekał się na wspomnienia. "A może to pomoże mu ją znienawidzić." 
Odłożył wszytko na biurko i zbliżył się do łóżka, chcąc ostatni raz tej nocy na nią spojrzeć. 

    Po poduszce rozsypały się jej blond włosy, które w tym świetle wyglądały na srebrzyste. 
"Nie jest źle" pomyślał, nadal będąc przekonanym, że w naturalnym kolorze jej lepiej. 

    Uśmiechając się, zniknął w ciemnościach, zabierając ze sobą jeden ze szkiców, który wypatrzył zbierając kartki.


czwartek, 10 marca 2016

I tylko jedna myśl, "nie zawsze ma się szczęście"


Chwilę temu latarnie zgasły jedna po drugiej, jeszcze przez moment migocząc niespokojnie. 
Ciemna noc, ogarnięta przytłaczającą ciszą, spowija okolicę. 
Samotna postać siedzi na dachu jednego z domów. Nawet gdyby uważnie się rozejrzeć, nie sposób byłoby Go dostrzec. Nie w tę noc. Nie Jego. 
Ale On widzi. 
Ciebie, mnie, wszystkich... 
Ulica pusta mimo to, On uważnie wpatruje się w zaułek za skrzyżowaniem. 

Usłyszał ją, zanim dostrzegł - tą smukłą postać. Taką drobną i bezbronną, ale pewnie kroczącą przez noc. Teraz, odrobinę zaintrygowany, przygląda się jej z ciekawością. 

W myślach kołacze Mu się jedno zdanie. "Nie zawsze ma się szczęście." 
Uśmiecha się lekko, tylko oczy wciąż nie zmieniają wyrazu. Nadal nieprzeniknione, może bezlitosne. Oczy, których człowiek boi się nawet za dnia.  

Dziewczyna zbliża się do zakrętu, czując się coraz bardziej nieswojo. 
"Nie zawsze ma się szczęście." 
Skręca.
Jeszcze kilka kroków. 
Teraz na Jego twarzy pojawia się drapieżny uśmiech łowcy. 

"Nie zawsze ma się szczęście." 

Postać w zaułku porusza się powoli...

Dziewczyna znika w mroku ...

On zwinnie skacze z dachu...

"Nie zawsze ma się szczęście."

Słychać przeraźliwy krzyk.

Tylko czyj...?



Nie raz mam wrażenie, że idąc w ciemności, nie jestem sama.
Kiedyś bałam się czegoś, co mogłoby na mnie czyhać, ale to było dawno temu. Dzisiaj spaceruje otulona czernią całkowicie spokojna. Czasami uśmiecham się, zastanawiając czy może przygląda mi się Anioł Nocy. A nawet jeśli to nie on, to przecież są gorsze rzeczy niż cień za rogiem. 

piątek, 4 marca 2016

Bez tytułu 37


Może nie "dla", a raczej z "myślą o..." 
- więc z myślą o Aniele Nocy. 
Tak jak on, ma dwa oblicza, wiersza mają po dwa dna :D 

***
Tak bardzo, tak mocno,
tak chcę! by spełnił się
Ten sen.

Tak bardzo, tak mocno,
tak boję się! Niech to nie będzie
tylko kolejny sen.

Los jeszcze kart nie odkrył,
pod wielką niewiadomą mija każdy dzień.
Czy jeśli będzie źle,
zmienić będę mogła historii tej bieg?




***
Na dachu domu siedzę,
macham nogami, biegając po firmamencie,
wypatruje Czarnego Anioła na świecie.

Gdy Go znajdę to zapytam,
czy polatać z nim na skrzydłach mogę.

Boję się tylko, że
choćbym się starała,
choćbym morze łez przelała z bólu,
choćbym się uśmiechała
to i tak nie mam szans.

Jeśli tylko Go zobaczę, spytam .

piątek, 19 lutego 2016

Bez tytułu 36


*** / Wierszyk o Myszce

Niewidzialna myszka - Mała,
kiedyś się wesoło śmiała;

beztroska i odważna,
świata jeszcze nie znała,

teraz cicho w kącie roni łzy,
tylko wtedy, gdy nie widzi nikt,

bo niepotrzebna i niechciana,
w każdym miejscu odrzucana.

Znika co dzień coraz bardziej,
wkrótce jej nie będzie wcale.

Siostra myszki się ucieszy,
nikt nie będzie przecież tęsknić.

Teraz myszko słuchaj mnie:
wśród wonnej słomy połóż się,
zamknij lśniące oczka swe,
odetchniesz, gdy tylko przyjdzie sen.



*** / Zaginiony w akcji, wygrzebany z dna szuflady
Wyblakłe z uczuć strony
niesione kiedyś w świat,
w otchłani myśli,
porozrzucał wiatr.

Tonie w morzu łez
mój statek życia,
to już kres podróży jest
i także koniec życia.

Żagiel z chmur,
zniknie razem z mgłą;
przebudzenia czas tak bolesny jest,
spokojnie,
z ciemności wychodzi Pan Śmierć.

wtorek, 16 lutego 2016

Bez tytułu 35

Powrót do szkoły po feriach, więc powraca powoli wena. :) 

***
Dla mnie to "wczoraj"
takie jakieś odległe,
jakby wydarzyło się sto lat temu (może i więcej)
albo nie wydarzyło się wcale

A przecież to wczoraj
z bolesnym czekałam lękiem
i także wczoraj
promiennym witałam uśmiechem

Dzisiaj myślę, że "wczoraj"
nie było,
że przespałam wieczór
i wszystko się śniło.


***
Znów siedzisz samemu,
i kurde! nie wiesz czemu.

Znów mówisz do siebie,
o duszonym w sobie gniewie,

Znów opowiadasz poduszce,
o duszącej w ciele pustce.

Znów dźwięk pralki zagłusza,
atak paniki co wymioty wymusza.

Znów spoglądasz w lustro,
i widzisz twarz bardzo smutną.

Znów w kącie cicho siedzisz,
zamiast owiec, na dobranoc, blizny liczysz.

Znów, było jak wczoraj
i jutro też pewnie będzie.
Na ziemi w prywatnym piekle.



piątek, 29 stycznia 2016

Bez tytułu 34


***
To nie może,
zwyczajnie nie może być takie
trudne.

I nie może,
po prostu nie może,
łamać serca coraz bardziej.

I nie może,
nie może,
ale przecież wszystko może.
Jak zawsze.

Przeznaczenie
gra bez zasad,
może, bo jakżeby inaczej,
zabawiać się nami.



***
tak wiele, a zarazem tak mało
jest rzeczy których się lękam,
dzisiaj jednak ogarnia mnie
w czystej postaci przerażenie

że ta chwila
tylko mi się śniła, choć tak rzeczywista
była

i że byłeś tak samo nieobecny
jak wczoraj,
a wszystko już zdążyło przesiąknąć na nowo
Twoim zapachem

piątek, 22 stycznia 2016

Bez tytułu 33


Satelita

Jednocześnie jest i jej nie ma,
tuż obok, a tak bardzo odległa,
jak satelita, nie dostrzega jej nikt.

Póki jest obok - nie widzisz,
uwierz, że zniknie szybciej niż myślisz.
Zostawi po sobie drobny ślad,
nim go zobaczysz, rozwieje go wiatr.

Złap! nim minie czas,
choć bez niej świat wciąż będzie taki sam.
Złap! masz tylko kilka krótkich chwil,
nim w Twoich dłoniach zmieni się w gwiezdny pły.

Jak satelita, nie dostrzega jej nikt.
Lecz ty wiesz, że bez niej świat,
już nie będzie taki sam.




(Chyba) Ostatni raz dedykuje poniższy wiersz niegdyś mojej Gwiazdce z Nieba. 

***
Brak przebaczenia
serce rozdziera w pół,
wiem, że zapomniałeś
kilka tamtych słów.

Czas płynie jak rzeka,
tak samo płyną wspomnienia
z żalem, na nowo
czytam tamten tekst.

Mówiłeś - próbowałam,
jeszcze nie potrafię,
lecz kiedyś na pewno
zabłysnę jak szalony diament.

czwartek, 21 stycznia 2016

Bez tytułu 32


***/  Apel do obojętnych.

Więc tak teraz wygląda świat...
Wśród korupcji, fałszerstw i kłamstw,
zachłanni politycy wprost do przepaści,
z uśmiechem prowadzą nasz kraj.

Nowy wyścig zbrojeń trwa,
gdzieś znów brata zabił brat.
W bezsensownej wojnie o religię
znika coraz więcej ludzkich istnień.

Ty co mówisz "i co z tego", ciesząc się smartphonem,
wykonanym przez dziecięce dłonie
i z uśmiechem sączysz czystą,
patrząc jak na ławce biedak przysnął.

A ja siedzę w szkolnej ławce,
usta mam zasznurowane.
Z wiekiem więzy może znikną,
może inni mnie usłyszą.




Inspiracją i współautorem poniższego wiersza jest mój przyjaciel.

***
Ci pomiędzy ...
Zbędni lecz przydatni,
niechciani lecz potrzebni,
jeszcze nie upadli,
wciąż nie wzlecieli,
zwyczajnie trwają zawieszeni,
gdzieś w przestrzeni.

Ci pomiędzy...
Nie umarli, lecz nie żyją,
wrzaskiem niemym
i głośną ciszą
do snu koszmary nasze
kołyszą.



Proszę, piszecie co sądzicie o wierszach na e-mail:
tenebrarum16@gmail.com  ;) 

środa, 20 stycznia 2016

Bez tytułu 31


***
Świętość już nie jest tym, czym była,
oszukani pragniemy zemsty.
Powiedz aniołom, że będziemy walczyć.
Nieskończeni w nadziei,
nie poddamy się.

Mówią, że niebo to nagroda
dla wierzących bez sprzeciwu;
grzesznych ogarnia trwoga,
na myśl o nowym miejscu pobytu.

Wyjęci spod prawa,
z uczynkami szczerszymi niż święci,
z planami gorszymi niż grzeszni,
kroczymy bez broni i tarcz
w krucjacie o lepszy świat.

Świętość już nie jest tym, czym była,
oszukani pragniemy zemsty.
Nieskończeni w nadziei,
nie poddamy się.
Niech wie o tym cały świat.


***
W śmiertelny taniec
porwał mnie skazaniec,
ze strachem stawiałam
w pierwszych nutach kroki.
Gdy na twarz opadły mi
niesforne loki,
odgarnął je
z uśmiechem szerokim.
Ah! co za uśmiech...
Serce mi mocnej zabiło
na ten anielski widok,
moje ciało się rozluźniło,
w nowym rytmie świat zaginął.
Coraz bliżej byliśmy siebie,
potem już zatracona
w jego silnych ramionach,
pierwszy raz tak bardzo spokojna.
W odważniejszych krokach
przychodzi agonia.
Z miłości do Ciebie,
tak mocnej, że bolesnej
w upojeniu konam.


sobota, 16 stycznia 2016

Bez tytułu 30


***
Już świta.

Tyle nadziei i przerażenia w jednym, krótkim i banalnie
prostym zdaniu.

Już świta.

Tyle planów ulatuje razem z mrokiem. Znikają koszmary nocne,
by ustąpić miejsca potworom dnia.

Już świta.

W tym świecie nie ma bezpiecznego miejsca.
Dokąd uciec?



***
Niewymuszone

Trwając w oczekiwaniu
milcząc,
marząc o śnie,
tym,
gdzie staliśmy tak bardzo w codzienności
pod ośnieżoną w sklepie choinką.

Ale cisza
i bezruch
niewymuszone,
tego chcieliśmy?

Spełniamy marzenia ale
w snach.


sobota, 9 stycznia 2016

Bez tytułu 29


***
Uśmiechnę się szeroko,
opowiem historię nową
- stać się inną osobą.

Wrócę do domu,
słodki czar opowieści pryśnie,
tama zniknie,
rzeka łez popłynie.



*** / Wieczorami
Zapach pigwy z cynamonem,
kubek grzeje dłonie,
umysł treść książki chłonie;
Słodkich zapach pigwy z cynamonem.

Znana melodia wprowadza w trans,
odnosisz wrażenie, że zwolnił czas.
Pstryk! Światła zapalanego blask.
Znana melodia utrzymuje trans.

Myśli biegną jak szalone,
drętwieją usta poparzone,
bije w piersiach  serce zniszczone
przez biegnące myśli szalone.

Potem tylko zapach
słodkiej pigwy z cynamonem.

Bez tytułu 54

*** Każde słowo, a może i gest, nawet jeśli tylko cię głaskam, wciąż to nie jest to co trzeba,  zamiast tego jestem hukiem ka...