niedziela, 2 grudnia 2018

Personifikacja



Kolejny już raz patrzyła jak odchodzi.

Kiedyś jej duszę przepełniała gorycz, a serce ból, kiedy spoglądała na jego oddalającą się coraz bardziej sylwetkę, póki ta całkiem nie znikła gdzieś za kolejnymi zakrętami, pośród tłumu. Każde takie odejście oznaczało koniec i brak możliwości powrotu, przerywając tym samym wszelkie plany i odbierając już na zawsze możliwość stworzenia czegoś niezwykłego tu i teraz.

Wiedziała co prawda, że nie odchodzi na zawsze, że niewątpliwie już wkrótce powróci i na nowo rozjaśni jej twarz uśmiechem, jednak wtedy nie miało to najmniejszego znaczenia. Każda chwila rozstania przepełniona była żalem do tak szybko płynącego czasu.

Nie mogła zaprzeczyć, że bywały dni gdy czekał, a ona go ignorowała i niewzruszona trwała nad swoim zajęciem, dopiero całe godziny później uświadamiając sobie jaką cenną okazję zmarnowała. Wtedy przyrzekała sobie wykorzystać każdą następną okazji. I gdy tylko nadchodził czas spotkania, radośnie wybiegała mu naprzeciw.

Zdarzały się też dni, gdy to ona pełna nadziei czekała, by spędzić z nim chociaż pięć minut. Czasami musiał minąć tydzień, a nie raz więcej, by znalazł czas uśmiechnąć się do niej przyjaźnie, jak to zwykł czynić z daleka i poświęcić jej odrobinę swojego czasu. Czekała wtedy cierpliwie, z lekką dozą niepokoju czy wręcz lęku, nie bojąc się o fakt kolejnego spotkania ale o jego miejsce w czasie. Własnie ta myśl, że spotkanie jest pewne nieco ją uspokajała.

Teraz było inaczej. Minęły lata odkąd była tamtą dziewczyną. I choć nie przyznała tego głośno, nie przestała tęsknić, tylko nie rozdziera to jej serca codziennie od nowa. Nauczyła się ze spokojem  przyjmować sposób istnienia rzeczy wokoło niej, tak więc z nieco smutnym, ale wciąż uśmiechem na ustach patrzyła jak odchodzi.



Tak właśnie wygląda w większości przypadków zachód słońca moimi oczami. 

Bez tytułu 54

*** Każde słowo, a może i gest, nawet jeśli tylko cię głaskam, wciąż to nie jest to co trzeba,  zamiast tego jestem hukiem ka...