poniedziałek, 8 czerwca 2020

Bez tytułu 54


***
Każde słowo, a może i gest,
nawet jeśli tylko cię głaskam,
wciąż to nie jest to co trzeba, 
zamiast tego

jestem hukiem karabinu,
ostrzem noża na twych dłoniach, 
drzazgą w sercu i umyśle

i choćbym chciała tego co dobre,
zawsze wszystko w krzywym zwierciadle,
dlatego, 

jestem krzykiem przez megafon,
awanturą, mroczną burzą,
jestem chłodnym łóżkiem w nocy,
samotnym nakryciem przy stole. 

sobota, 30 maja 2020

Bez tytułu 53




***
Mam serce z kamienia
i lodu.
Serce złe i zimne,
serce, które znienawidzisz
im bardziej się do niego zbliżysz.
Serce z kolcami
- ciernie je obrastają.
Serce z różami.
Bez płatków jak piwonie
czy tulipany.
Nie tak miękkie i wonne,
nie takie beztroskie.
Mam  serce parzące,
rozgrzane i zimne do bólu zarazem.
Mam serce niepotrzebne,
którego wyrzucić nie umiem. 


***

Najgorsze jest kiedy
siedzę i czekam,
a przy nazwisku jest
„aktywny teraz”.

Ty wciąż nie odczytujesz,
a status nie znika
i czuję się wtedy
jakbym nie powinna pisać. 



czwartek, 14 lutego 2019

Bez tytułu 52


Są dni, kiedy bardziej niż w inne, odczuwa się przeszłość. Chwała jeśli to przyjemne i dobrze chwile - takie trzeba mocno trzymać w duszy i nie puszczać ich, bo w ciemne dni są najjaśniejszymi latarniami. Ale w mojej małej "ciemności" nie widzę tych światełek ulgi. Dzisiaj dręczą mnie zgoła odmienne uczucia. A Wam życzę, by było takich jak najmniej. 



***
Każdego dnia,
choć patrzę na nowo
na cały świat,
ucząc się nowych prawd,
nie zmienię dawnych lat.

Szukam nowych dróg,
map, które może napisał dla mnie bóg,
może jeśli na nową ścieżkę trafię,
przeszłość nabierze nowych znaczeń,
ale nawet przyszły czas,
nie zmieni przeżytych już lat.

Choć nowe-stare twarze,
w pewien sposób strzegą marzeń,
i bezpieczny mógłby być ten czas,
przełykam wciąć goryczy smak,
bo nic nie zmieni minionych lat

niedziela, 6 stycznia 2019

Bez tytuły 51 albo "Pociągowy Tryptyk z rozmyślań o 6:08"


Po ledwo przespanej nocy i braku naparu bogów jakim jest kawa tuż przed piątą, zapowiadał się naprawdę ciężki dzień i poniekąd taki był. Śnieg za oknem, ta wszechobecna biel i odpowiednia muzyka w uszach potrafią uratować sytuację... 
Przynajmniej na moment, świat łagodnieje...


***
Infinite dreams …
w uszach,
w rękach książka;
Zamieram, gdy ktoś w przedziale,
pachnący tobą przechodzi obok.
I znów nie wiem co czytam,
Papier intensywniej liże palce;
czuję każdą chropowatość.
Ciemność za oknem, głębsza niż zwykle.
We all got ...
Uspokaja biały śnieg
i mimo, że mróz,
i used to ride ...
teraz się nie boję, a nawet uśmiecham;
i ta wierza z ciemności,
mdławym złotym światłem się odłsania,
aż coś drgnęło w środku i choć nie wiem co
waitin’ for me ‘round the corner oh no no...



***
Uśmiech,
choć nic dobrego za nim teraz nie ma,
rzucony na spotkanie tchnienia dworca.

Tłum ludzi dookoła,
za moment będzie znowu pusto,
choć nie odwrócę się, by sprawdzić.

Oczy piekące, zmęczone, sennie wpatrują się w mętny świat.
Myśli gubią smycz, biegnąc gdzieś w mrok poranka.
Ciężki oddech, gdy mróz otula drżące ciało;
i przez chwilę chcę krzyczeć, choć nie wiem dlaczego.

Machinalnie ściskam dłoń w pięść,
gdy patrząc na innych znów uświadamiam sobie,
że inaczej jest niż tego chcę.




***
Idę, ale choć obudzona,
wciąż nieprzytomna,
stawiam chwiejne kroki na znany szlak.
Prowadzi mnie ta druga ja.

Słyszę obłąkańczy śmiech,
gdy w uszach ktoś każe biec.
Nie czuję strachu,
a choć mówca pewnie ma rację,
twierdzę, że to tylko zmęczenie,
małe, niewinne złudzenie.
Znów ten głos,
When i say „go”...
a wtedy coś we mnie się rwie
i zdaję sobie sprawę,

że cały czas śmieję się ja.

niedziela, 2 grudnia 2018

Personifikacja



Kolejny już raz patrzyła jak odchodzi.

Kiedyś jej duszę przepełniała gorycz, a serce ból, kiedy spoglądała na jego oddalającą się coraz bardziej sylwetkę, póki ta całkiem nie znikła gdzieś za kolejnymi zakrętami, pośród tłumu. Każde takie odejście oznaczało koniec i brak możliwości powrotu, przerywając tym samym wszelkie plany i odbierając już na zawsze możliwość stworzenia czegoś niezwykłego tu i teraz.

Wiedziała co prawda, że nie odchodzi na zawsze, że niewątpliwie już wkrótce powróci i na nowo rozjaśni jej twarz uśmiechem, jednak wtedy nie miało to najmniejszego znaczenia. Każda chwila rozstania przepełniona była żalem do tak szybko płynącego czasu.

Nie mogła zaprzeczyć, że bywały dni gdy czekał, a ona go ignorowała i niewzruszona trwała nad swoim zajęciem, dopiero całe godziny później uświadamiając sobie jaką cenną okazję zmarnowała. Wtedy przyrzekała sobie wykorzystać każdą następną okazji. I gdy tylko nadchodził czas spotkania, radośnie wybiegała mu naprzeciw.

Zdarzały się też dni, gdy to ona pełna nadziei czekała, by spędzić z nim chociaż pięć minut. Czasami musiał minąć tydzień, a nie raz więcej, by znalazł czas uśmiechnąć się do niej przyjaźnie, jak to zwykł czynić z daleka i poświęcić jej odrobinę swojego czasu. Czekała wtedy cierpliwie, z lekką dozą niepokoju czy wręcz lęku, nie bojąc się o fakt kolejnego spotkania ale o jego miejsce w czasie. Własnie ta myśl, że spotkanie jest pewne nieco ją uspokajała.

Teraz było inaczej. Minęły lata odkąd była tamtą dziewczyną. I choć nie przyznała tego głośno, nie przestała tęsknić, tylko nie rozdziera to jej serca codziennie od nowa. Nauczyła się ze spokojem  przyjmować sposób istnienia rzeczy wokoło niej, tak więc z nieco smutnym, ale wciąż uśmiechem na ustach patrzyła jak odchodzi.



Tak właśnie wygląda w większości przypadków zachód słońca moimi oczami. 

piątek, 23 listopada 2018

Być czy nie być


“Don't know what's going on
Don't know what went wrong

/Three Days Grace/

Czasami błogosławimy czas, w którym dzieje się coś niespodziewanego. Zmieszanie, ciepełko łechcące mile ego, ale odmowa, nie wprost, ale jednak. Potem cisza, koniec tematu, czyli to był żart. I luz. Jakoś to nawet nie rusza. Potem pisze raz, drugi, odpisujesz. I o dziwo jest lepiej niż można było się spodziewać. Hej, chyba w końcu z kimś rozmawiasz. Duma, radość, ale zadajesz pytania w starym stylu, nie oduczyłeś się manipulować rozmową w internecie. Ciekawe czy mają tego świadomość. W każdym razie, dostajesz odpowiedzi jakich się spodziewasz. W sumie miła „zabawa”, nadal jeszcze umiesz podtrzymać konwersację, więc jak ma nie być miłe? Ale potem przypominają się wszystkie wtopy, ludzie, którzy się tylko bawili, albo po prostu nie brali na poważnie, nudzili się szybko, nie myśleli o konsekwencjach. Przypominasz sobie jak teraz wygląda Twoje życie i zaczynasz się zastanawiać czy nie przerwać tego zanim będzie za późno. Czy w ogóle zaufać...
Bo czasami jest tak, że wydaje się układać wszystko niemal idealnie, ale to tylko złudzenie, cienka wierzchnia warstwa, kruchy lód a pod spodem rwąca rzeka niebezpieczeństw przykrości i rozczarowań.


***
W co należy wierzyć?
Czy odbicie w lustrze jest prawdą,
Czy tylko jedną z tysięcy jej wersji?
Czy zapamiętując historię już zmieniłam pamięć o niej?
Czy rozważając możliwe opcje, pomijam tę właściwą?
Które tak, a które nie należy sobie dziś powiedzieć?
Kiedy wreszcie przyjmując stan rzeczy będzie to oznaczać jego akceptację?
Brak działania też jest działaniem, więc co mam zrobić, by naprawdę nie robić nic?
Jak nie podjąć złej decyzji?
Czy o to właśnie chodzi?
Nie by żyć, a przetrwać ten dzień?

czwartek, 22 listopada 2018

Sen


Nie za bardzo wiedziała czego może chcieć, właściwie to w ogóle, ale może przez to ją w pewien sposób intrygował.

Oczywiście, nie zwróciła na niego uwagi, bo był jak to się mówi „zabójczo przystojny”, co to, to nie. Owszem nie był brzydki, ale ona opisała by go raczej jako przeciętnej urody. Wyższy od niej o głowę co najmniej, jasny szatyn. Mimo tego, że patrzył jej w oczy, nie zdołała zapamiętać ich barwy. Chyba były piwnobrązowe. Z dala dało się poznać jego sylwetkę przez płynny, wręcz taneczny sposób poruszania się pomiędzy ludźmi, którzy przy nim przypominali raczej toporne automaty aniżeli żywe istoty. Pierwsze na co przykuło jej uwagę to zapach – ciekawy, w pewien sposób... inny. Nie potrafiła połączyć go z niczym jej do tej pory znanym. To w nim również, w brew temu co dziewczyny czytające takie opowiadania mogły by sądzić, nie było oszałamiające, jak w przypadku młodzieńców z filmowych kadrów. To było coś świeżego, ożywczego jak cytrusy albo letni deszcz, może z odrobiną piżma, absolutnie nie duszące i nie rzucające się zmysłom na spotkanie, ale specyficzne na tyle, by przykuć uwagę. Nie była pewna, zresztą to nie było istotne, choć dla niej po część definiowało człowieka.

Wpadł na nią gdzieś na mieście, chyba w pobliżu deptaka koło rzeki. Dosłownie wpadł, po czym jak gdyby nigdy nic zagadał ją. Przeszli się kawałek razem, potem zniknął. Kiedyś była gotowa przysiąc, że takie spotkania mają miejsce jedynie w nudnych komediach romantycznych. Wszystko działo się na tyle szybko, że po fakcie nie była w stanie powiedzieć o czym właściwie rozmawiali. Zostawił ją lekko oszołomioną, z bijącym mocniej sercem, ale jak to ona, dała radę bez problemu przejść nad tym do porządku dziennego.

Jakiś czas później spotkała go znowu. Chyba próbował być zabawny, ale zamiast tego zrobił jej krzywdę. Żartował sobie, w sposób jaki kiedyś mieli w zwyczaju niektórzy chłopcy ze szkoły. Potem, myśląc zapewne, iż to również będzie zabawne, chwycił za koronkę i pociągnął mocniej, przypominając tym samym te wszystkie „złe razy”. Prosiła by przestał. Nie zrobił tego do momentu, w którym zaszkliły jej się oczy, a głos stał się bardziej zduszony. Potem spojrzała na niego zimnym wzrokiem i każąc więcej się do niej nie zbliżać, odeszła szybkim krokiem.

Gdy już zeszła z niej złość, zaczęła żałować pochopnych słów. Popełnił błąd, zranił ją, ale... no dobrze, zachował się jak głupiec i cham, jednak był gotowa mu to tym razem wybaczyć, tak bardzo ją zaciekawił. Rozmyślała nad tym spacerując po centrum handlowym i już miała do niego pisać, gdy usłyszała go za plecami. Zaskoczył ją i zirytował pojawiając się jakby kilka dni wcześniej nie miało miejsca tamto przykre zdarzenie. Nie miała zamiaru przyznać się, że mimo wszystko cieszy się z ponownego spotkania, nie otwarcie. Stwierdziła, że wystarczy brak niechęci w jej oczach.
Bardzo podekscytowany, kazał się spieszyć chcąc jej coś pokazać. Miał na sobie białą, wymiętą koszulkę, wystającą spod szarego płaszcza. Szalik, chwilę wcześniej niedbale zarzucony na szyję, teraz spoczywał w jego dłoni. Próbował stać spokojnie, ale cały drżał. Poganiał ją, żartując sobie ze ślimaczego tempa jej ruchów. Udając zirytowaną, choć nie do końca, dokończyła pakowanie by wstać i drżąc w środku równie mocno jak on za zewnątrz, dała mu się pociągnąć za rękę, by w pędzie wybiec z centrum...


Czasami śnią się takie dziwne, zlepki wspomnień. Nie rozpoznając twarzy, która i tak ginie po przebudzeniu. Rozpoznając uczucia, nie wiedząc skąd. Ale wspomnienia pozostają :) 

Bez tytułu 54

*** Każde słowo, a może i gest, nawet jeśli tylko cię głaskam, wciąż to nie jest to co trzeba,  zamiast tego jestem hukiem ka...