niedziela, 29 grudnia 2013

Zagubiona droga


Na dworze jest już ciemno. Nie widzę gwiazd - brakuje mi ich. A jednak... Wciąż się uśmiecham.
Myślami trwam w błogim oceanie pustki. Nie odczuwam teraz nic - stan płynny. Lubię go, mogę wtedy - teraz - myśleć jednocześnie o wszystkim i o niczym i żadna myśl nie sprawi mi bólu, wszystkie są mi obojętne.

Ale z czasem zmienia się on w melancholię, a z kolei ona w morze łez, pokój wypełniony jedynie smutkiem i samotnością. Pomimo obecności tak wielu ludzi, jestem sama.

Błądzę po bezdrożach, na których ktoś poustawiał niezliczone ilości znaków. Zdaje mi się, że żaden z nich nie wskazuje kierunku, w którym powinnam się udać. Żaden? Nie. Jest tam taki jeden co wskazuje właściwą drogę. Tylko który? Jest ich tak wiele... jak mam znaleźć TEN właściwy? Chodzę pośród nich, wypatrując odpowiedniego, pozostawionego specjalnie dla mnie. Mijają godziny. Nie widzę go.
Klękam na ziemi, do oczu napływają mi łzy. Słone kropelki zaczynają spływać po moich policzkach w chwili gdy bez sił padam na ziemię. Mam już dosyć poszukiwań, dosyć błądzenia. W kieszeni spodni mam nóż. Czuję jego chłód w dłoni. Ostrze lśni srebrzystym, zimnym blaskiem. Przypominam sobie, jak trafiłam w to miejsce. Jak przeszłam przez drzwi w wierzy, a kiedy wyszłam w jej szczytu... Nóż  wypada mi z ręki, nie mogę go utrzymać. Nie potrafię. Spoglądam w niebo. Wydaje mi się, że widzę czubek wierzy. Myślę, że jest nie osiągalny. Wstrzymuję oddech, gdy moje palce dotykają dachówek. Powoli podnoszę się. Ostrożnie zaczynam wspinać się do okna. Wreszcie przeskakuję prze parapet. Stoję na kamiennej posadzce. W mroku zauważam małe złociste światełka poustawiane na schodach. Zbiegam w dół wierzy, a właściwie w stronę nieba. Z impetem otwieram drzwi. Słyszę śpiew ptaków, głosy ludzi. Jestem w domu.
A potem otwieram oczy - budzę się...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bez tytułu 54

*** Każde słowo, a może i gest, nawet jeśli tylko cię głaskam, wciąż to nie jest to co trzeba,  zamiast tego jestem hukiem ka...